niedziela, 14 listopada 2010

31 mgnień radnych

Evergreeny i świeżynki

Nasi miejscy radni… temat – rzeka. 31 osób, a każda to osobowość. Przypomnijmy jednakowoż, że 31 formalnie, zaś w praktyce okazuje się, ze radni Miasta Szczecin V kadencji kończą swoją pracę w stanie liczbowym mniejszym niż początkowy, a to za sprawą radnej PO Teresy Kaliny, nauczycielki, która wygrawszy konkurs na dyrektora nowo budowanej szkoły na Warszawie zrezygnowała 30 czerwca br. z mandatu radnej miejskiej. Prawo stanowi bowiem, iż radny miejski nie może łączyć mandatu z pracą w instytucji zależnej od Miasta. Już wcześniej, zostawszy wybraną do Rady pani Teresa musiała zrezygnować z funkcji dyrektora szkoły na prawobrzeżu. Takiego dylematu nie miała radna Urszula Pańka, która została dyrektorem Centrum Doradztwa i Doskonalenia Nauczycieli w Szczecinie – instytucji również prowadzonej przez samorząd, ale samorząd województwa. Przy okazji rezygnacji z mandatu radnej, Teresa Kalina wyżaliła się dziennikarzom, że praca w Radzie już ją męczyła. O dziwo, zmęczenie pracą dla miasta nie będzie przeszkadzać Teresie Kalinie ubiegać się o mandat radnej sejmiku województwa! Była radna przyznała dziennikarzom z rozbrajającą szczerością, że będzie startować do sejmiku (oczywiście, również z listy PO), bo tam są pieniądze!

Pieniądze, ach pieniądze – wokół nich wszystko się kręci, ale trzeba też na nie uważać, bo opowiadał mi kiedyś znajomy o człowieku, który dorobił się pokaźnego majątku na sprzedaży ziemi deweloperom i… zwariował! No, cóż, jednych wpędza w szaleństwo nadmiar pieniędzy, drugich ich niedobór. Ów niedobór próbuje się wytknąć czasem radnemu Jędrzejowi Wijasowi, również kandydatowi SLD na prezydenta Miasta, który, powiedzmy sobie szczerze i tak zarabia lepiej niż wielu jego rówieśników. Jednak nie posiadając kilku samochodów, domu, akcji, obligacji, innych form oszczędności oraz zaciągniętych wielosettysięcznych kredytów, radny Wijas na tle kolegów i koleżanek z Rady wygląda rzeczywiście dziwnie. Sam tłumaczy to w ten sposób, że zawsze inwestował w rozwój i wiedzę (niestacjonarne studia podyplomowe własne i żony), a nie w dobra materialne. I to się chwali! Jędrzej Wijas jest również jednym z tych nielicznych radnych, którego można spotkać normalnie, na co dzień, np. w autobusie albo dogonić go na rowerze, którym również lubi się przemieszczać. Innym radnym hołdującym jednośladom bez napędu silnikowego jest Andrzej Mickiewicz. W końcu stanowisko w zarządzie Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zobowiązuje (choć w rzeczywistości, wcale nie zobowiązuje) do promocji ekologicznych zachowań.

Jędrzej Wijas i Andrzej Mickiewicz to radni „evergreeny” – zasiadają w Radzie Szczecina już kolejną kadencję. Aż dziw, że jeszcze to robią (znaczy: chce im się), bo dla wielu ich kolegów praca w Radzie Miasta była tylko odskocznią do dalszej, ogólnopolskiej kariery – posłanka Renata Zaremba, poseł Bartosz Arłukowicz, poseł Michał Marcinkiewicz, a wcześniej poseł Grzegorz Napieralski, senator Krzysztof Zaremba (kandydat PiS na prezydenta Szczecina) czy poseł Arkadiusz Litwiński (również kandydat na prezydenta, z ramienia PO) – zaczynali swoje kariery w pracy pro publico bono właśnie jako radni. Trzeba więc przyznać, że Rada Miasta dość dobrze sprawdza się jako trampolina do dalszej publicznej i politycznej kariery. Oczywiście, jest rzeczą naturalną, że partie wystawiają na swoich listach kandydatów do Sejmu osoby znane z pracy w Radzie. Tego się więc się nie czepiamy, jednak fakt ten każe się zastanowić, czy rzeczywiście w wyborach samorządowych, gdzie prezydent również jest wybierany przez mieszkańców (a nie jak w parlamencie, gdzie premierem zostaje – zazwyczaj - szef partii, która zdobyła najwięcej mandatów) nie należałoby wprowadzić jednomandatowych okręgów wyborczych?

Wyborcy zagłosowali więc na jednych ludzi, a radnymi zostali w efekcie inni. Najszybciej zrezygnowała z mandatu szczecińskiej radnej mijającej kadencji Teresa Lubińska, w czasie wyborów sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, którą de facto interesowała wówczas tylko prezydentura. Największe przetasowania w Radzie Miasta nastąpiły po przyspieszonych wyborach parlamentarnych w 2007 r. Dzięki temu w miejscu doświadczonych samorządowców, którzy zostali parlamentarzystami, na publicznym forum pojawiły się nowe, świeże twarze. W ogóle cała mijająca V kadencja Rady Miasta pełna była świeżych postaci, niemniej jednak znanych w swoich okręgach i wśród społeczności lokalnych, bo w końcu to one je wybrały.

Taką świeżynką dostarczającą obserwatorom pracy Rady wielu emocji jest na pewno radny PiS Andrzej Karut, który a to przyszedł na sesję w pełnym harcerskim umundurowaniu (razem z długaśną finką), a to śpiewał prezydentowi Piotrowi Krzystkowi znany motyw z filmu Barei:„Łubu dubu” (podkreślmy: ironicznie zaśpiewał). Radny znany jest również z zabiegania o zmianę nazwy Placu Sprzymierzonych na Plac Szarych Szeregów, choć inicjatywa takiej zmiany wypłynęła od Stowarzyszenia zraszającego dawnych walczących harcerzy. Innym pomysłem radnego Karuta była propozycja dodania do flag powiewających nad magistratem flagi Unii i podniesienia flagi Polski tak, aby górowała nad pozostałymi (zakładając, że obok flagi miasta zawisłaby tam też unijna). Ten pomysł radnego-harcmistrza i członka Stowarzyszenia Rodzin Katolickich upadł z przyczyn formalnych.

Świeżynką jest też sam Przewodniczący Rady Bazyli Baran, który zasłynął m.in. zabiegami o przeniesienie żony pracującej w magistracie do innego wydziału (też magistratu). Sprawa wyszła do mediów i zrobił się niesmak. Przewodniczący, będący naukowcem w dziedzinie komunikacji psychologicznej, publicznie za to przeprosił. Komunikacja Przewodniczącego z mieszkańcami zaszwankowała jednak również przy okazji konfliktu w Państwowej Szkole Muzycznej, gdzie Bazylemu Baranowi zarzucano stronniczość. Przewodniczący jednoznacznie bowiem opowiedział się przeciw angażowaniu (się?) uczniów w obronę odwołanego dyrektora szkoły. Ale poza ww. „grzeszkami” trudno Przewodniczącemu coś zarzucić. W budzącym kontrowersje głosowaniu za przekazaniem szpitala miejskiego boromeuszkom (a ostatecznie archidiecezji) za 1 proc. wartości, Przewodniczący dyplomatycznie wstrzymał się od głosu. W tym budzącym emocje głosowaniu, gdzie cały klub PiS poparł uchwałę, cały klub SLD ją odrzucił, a radnym PO pozostawiono w tej kwestii na samodzielną decyzję „zgodnie z sumieniem”, uwagę zwraca głosowanie na „tak” jedynego radnego będącego u władzy w czasach PRL – Jana Stopyry. Jan Stopyra – Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Szczecinie, a następnie Prezydent Miasta w latach 1973 – 1984 to najstarszy członek Rady i jej Wiceprzewodniczący. Kandydujący z list SLD już po wyborach wykonał „zwrot prze rufę” wyraźnie w stronę PO i głosuje teraz tak jak członkowie tego klubu, a czasem, jak widać, nawet jak członkowie PiS. I w tegorocznych wyborach wystartuje już pod barwami PO. Ale już na horyzoncie widać kolejne szykujące się podobne zwroty: Adam Ruciński, radny PiS i – jak pokazały najświeższe oświadczenia majątkowe radnych – najbardziej majętny człowiek w miejskim samorządzie – będzie numerem jeden na liście startującego jako kandydat niezależny urzędującego prezydenta Piotra Krzystka. Zwrot wykonał już inny spośród niezniszczalnych radnych-evergreenów – Paweł Bartnik. Ten regularnie zdobywający wysoką liczbę głosów w wyborach samorządowiec z PO zrobił zwrot w kierunku Bartłomieja Sochańskiego – niezależnego kandydata na prezydenta Szczecina - i startuje z list jego komitetu. Przypomnijmy, że w czasach pełnienia przez mecenasa Sochańskiego funkcji prezydenta Miasta, Bartnik był jednym z jego zastępców.

Bartnik, Mickiewicz, Wijas, Stopyra, Kęsik – to radni z najdłuższym stażem w samorządzie, najwięcej evergreenów jest, jak widać na lewicy, czyżby dlatego, ze SLD jest najdłużej funkcjonującą partią w kraju? Z drugiej strony, w ostatnich wyborach lewica zyskała najmniej mandatów, toteż nic dziwnego, że załapały się na nie te same znane twarze.

W PO, które mandatów zdobyło aż 15 świeżynek za to jest w bród. Wśród nich stosunkowo wiele pięknych kobiet, jak Judyta Lemm, Katarzyna Marlicz, Jolanta Balicka czy Urszula Pańka. Ale co z tego? Czy dzięki ich – kobiet w kwiecie wieku - obecności w Radzie kwestie takie jak szkolnictwo, edukacja i ochrona zdrowia - postrzegane tradycyjnie jako domena kobiet - są lepiej rozwiązane? To właśnie w tej kadencji samorządu zlikwidowanych zostało kilka szkół i przedszkoli, a sytuacja z zapisaniem dziecka do tych istniejących (jeszcze) publicznych placówek wychowania przedszkolnego, nie mówiąc o zapisach do żłobka, dostarczała rodzicom wiele niepotrzebnych emocji. Radna Pańka za to wnioskowała do Rady o zmianę nazwy placu Zgody na Plac Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Ostatecznie nazwę tę otrzymało rondo u zbiegu ulic Śląskiej i Mazurskiej.

Męskich świeżynek w Radzie Miasta pojawiło się tradycyjnie więcej, niż pań i już widać, że niektórzy z nich mają swoje ulubione tematy. Np. radny Jerzy Serdyński z uporem docieka wysokości zarobków urzędników szczecińskiego magistratu, sam będąc dyrektorem wydziału kultury w innym urzędzie – marszałkowskim. Z kolei radny Jerzy Sieńko, nazywany jedynym prawdziwym współczesnym rycerzem i świeckim zakonnikiem – z racji członkostwa Zakonie Kawalerów Maltańskich - w swoich pytaniach i interpelacjach dopytywał (słusznie!), czy w związku ze zmianami nazw ulic i placów Miasto będzie ponosić koszty wymiany dokumentów osób tam zameldowanych i zarejestrowanych firm. W swojej kadencji Rada, oprócz zmiany nazwy Placu Zgody na Plac Szarych Szeregów, zmieniła bowiem jeszcze nazwę Alei Jedności Narodowej na Aleję Jana Pawła II. W efekcie – mieszkańcy nie ponoszą kosztów zmian, natomiast firmy – tak. Jak widać nazwy szczecińskich ulic i placów zawierających słowa „jedność”, „sprzymierzonych” i „zgoda” najczęściej stają się przedmiotem zmian.

Wśród męskich świeżynek w Radzie Miasta na uwagę zasługuje też zapewne radny Arkadiusz Pawlak, którego kariera zawodowa od czasu przejęcia przez PO władzy w Szczecinie i regionie nabrała zawrotnego tempa. Najpierw prezes polickiego Infraparku spółki, która miała zarządzać terenami wokół zakładów chemicznych pod kątem wykorzystania ich przez inwestorów, a w efekcie np. organizuje dofinansowywane z PO KL szkolenia na trenerów (mających później uczyć ludzi efektywnej komunikacji, asertywności, radzenia sobie ze stresem itp.), potem został wiceprezesem samych Zakładów Chemicznych „Police”, skąd odszedł pod naciskiem związków inkasując odprawę 180 tys. zł. Oczywiście, jesteśmy dalecy od tego, aby fachowcom od zarządzania wypominać, że dobrze zarabiają albo że dostają pieniądze za to, że przestaną gdzieś pracować. Taki fachowiec jak radny Pawlak mógłby zostać przecież podkupiony przez inną firmę branży chemicznej, zwłaszcza produkcji nawozów i bieli tytanowej (co prawda nie wiem gdzie, bo w Polsce akurat tylko Police biel produkują), ale teoretycznie wtenczas, chcąc nie chcąc, aby zarobić na chleb musiałby dzielić się z konkurencją swoją fachową wiedzą, co byłoby ewidentnie ze szkodą dla polickiej spółki. A te 180 tysięcy w skali długów Zakładów (ponad 600 mln zł) to i tak przecież kropelka. Podobnie jak zamówiona za 1,5 mln złotych (wedle słów zantagonizowanego z byłym wiceprezesem szefa jednego ze związków zawodowych) strategia dla Zakładów. Też przecież bardzo potrzebna…

Listę grzeszków i zasług radnych mijającej kadencji można by ciągnąć jeszcze długo. Wszystko i tak w rękach wyborców i od nich zależy, czy będą dalej chcieli, aby w Radzie Miasta reprezentowali ich ci, co zawsze, ci co już byli czy ci zupełnie nowi. Nim jednak nadejdzie wyborcza niedziela warto poszperać w Internecie i poczytać, czym nasz faworyt do Rady zasłynął.

Radnych Szczecina (jak i innych miast i gmin) można również oceniać na portalach: oraz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz