niedziela, 24 października 2010

Co robić, co robić?

Redaktor Naczelny szczecińskiej Wyborczej nieretorycznie pyta: co zrobić, żeby młodzi zdolni nie wyjeżdżali ze Szczecina?

Odpowiedź jest prosta. Dać im dobry przykład. Pokazać, że tu również mogą się rozwinąć.

Jest to oczywiście niemożliwe.

Jest to niemożliwe w sytuacji, gdy młodzi ludzie nie mają szans na zrobienie prawdziwej kariery. Gdy wzorem może być dla nich tylko chłopak z małego miasteczka, który zrobił wielką polityczną karierę, mimo pieniactwa i pomawiania innych polityków, a może właśnie dzięki temu. Gdy widzą, że jedyna droga do tego, aby w Szczecinie żyć na poziomie prowadzi przez politykę. Gdy widzą, że menedżer z politycznego nadania wskutek swojej nieudolności zostaje odwołany z wysokiego stanowiska, które zajmował nieadekwatnie do kompetencji, ale na pocieszenie (wszystko w świetle prawa) inkasuje odprawę wartości 2-pokojowego mieszkania. Niby jako rekompensatę za zakaz pracy u konkurencji (nie wnikając, czy jakakolwiek konkurencja byłaby nim zainteresowana, ani czy w ogóle jakaś istnieje - poza Dalekim Wschodem, rzecz jasna, ale Azjatów nie byłoby raczej stać na takiego fachowca). Gdy widzą, że są osoby, którym zawsze będzie się dobrze wiodło na publicznym garnuszku, niezależnie od tego, że miejsce wydawania tego garnuszka zostaje utworzone ad hoc specjalnie pod nich. I mimo, że nie wiadomo, co w zamian za ten garnuszek będą robić.

Niezaprzeczalnym sukcesem prezydentury Piotra Krzystka jest przyciągnięcie do Szczecina dwóch inwestorów zagranicznych z branży usług wspierających. Można się zżymać, że jak na dwa lata rządów to mało. Ale lepsze to niż nic. To miejsca pracy nawet dla kilkuset wykształconych w dziedzinie finansów i przede wszystkim języków obcych młodych ludzi. Jednocześnie drugie tyle miejsc pracy co w ww. firmach powstało w urzędach, zwłaszcza w wydziałach zajmujących się wdrażaniem i rozliczaniem unijnych funduszy. Powstaje jednak pytanie: co się stanie z tymi osobami po zakończeniu okresu programowania 2007 – 2013? Gdzie będą pracować po zakończeniu okresu rozliczeniowego projektów, czyli po roku 2015? Z zaciągniętymi kredytami, bo przecież wszyscy chcą by żyło się lepiej, na inwestycyjnej pustyni, gdzie kilka firm stanowi rodzaj oaz, nie ma w tej chwili perspektyw na zagospodarowanie armii ca. 300 urzędników.

Można powiedzieć, że skoro przeżyliśmy upadek stoczni i likwidację około 4000 miejsc pracy w niej i firmach z nią kooperujących, tych 300 osób przyjętych do urzędów do obsługi funduszy to pestka. Nawet jeśli doliczy się do nich pracowników prywatnych firm doradczych i szkoleniowych, które również żyją z unijnych pieniędzy. Zawsze przecież można powołać kolejny inkubator przedsiębiorczości. Można powołać nawet kilka inkubatorów do otaczania opieką poszczególnych branż i sektorów. Można powołać po porcie kultury port biznesu, port nauki i edukacji, port ciekawych pomysłów, port mediów, port organizacji pozarządowych, port monitoringu trendów i tendencji, port badań i analiz, port strategii… A, a’propos strategii, dla Floating Garden też koniecznie należałoby powołać już dziś jakiś finansowany z budżetu „port”, który będzie monitorował jej wdrażanie. Z uwagi na odległą perspektywę 2050 r. proponuję, aby stanowiska w owym „porcie strategii” były dziedziczne, co bezwzględnie najlepiej pozwoli zachować ciągłość działań i utrzymanie właściwej linii.

Chłopak, który dzięki swojej wiedzy zabłysnął w telewizyjnym teleturnieju i przysporzył także Szczecinowi pozytywnego rozgłosu daje się wchłonąć przez politykę. I słusznie robi. Swoje 5 minut należy utrzymać jak najdłużej i wycisnąć jak cytrynę, do cna. Zbyt wielu jest – było w Szczecinie osób, które osiągnąwszy sukces, po serii zachwytów, paru artykułów i zdjęć z VIP-ami odeszły w zapomnienie. Bycie w polityce daje pewność, że nie zostaną zapomniani zbyt szybko. Laureat teleturnieju zapewne zostanie radnym, a to już gwarantuje, że przynajmniej nie wyjedzie ze Szczecina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz